sobota, 24 maja 2014

Rozdział 12: Nie jesteś wcale taka groźna.

      Cała grupa rozeszła się po klubie. Ani Cas, ani Lou nie spodobał się pomysł wyjścia ze wszystkimi. Jednakże postanowili, że pójdą, chociaż byli negatywnie nastawieni.
      Jedyna dziewczyna z grupy podeszła do baru. Barman wycierał właśnie kieliszki. Spojrzał się na dziewczynę i uśmiechnął. Evans nie miała pojęcia dlaczego, więc postanowiła zapytać.
      - Czego się szczerzysz? - Co prawda jej pytanie zabrzmiało dość wrogo, ale nie da się ukryć, że mimo wszystko taka właśnie Cassie była.
       - Rzadko kiedy dziewczyny przychodzą tutaj same - oznajmił.
       - Aha - Odpowiedziała dość sucho, by nie drążyć dalej tematu. Ostatnie na co miała ochotę tej nocy, to bycie podrywaną przez barmana, który nie był ani trochę pociągający. - Mojito poproszę.
       - Już się robi - Chłopak zza lady obrócił się na pięcie, po czym zaczął przygotowywać trunek. Poszło mu to dość szybko i zwinnie. Podał Cassie alkohol oraz małą karteczkę z dziewięcioma cyferkami. - Jestem Jerry, a to mój numer.
        Blondynka zmarszczyła brwi, po czym z zniesmaczeniem na twarzy zmierzyła wzrokiem bruneta. Poprawiła się na krześle, a następnie wzięła głęboki wdech by móc wypić na jednym tchu całą szklankę. Tak też zrobiła. Triumfalnie się uśmiechnęła, gotowa odpowiedzieć na dość słaby flirt chłopaka. Nachyliła się ku niemu pokazując palcem, że ma zrobić to samo. Wiedziała, że ten zaczyna już sobie robić nadzieję, jednakże ona postanowiła to zniszczyć.
          - A ja nie jestem z twojej ligi, kotku. Spróbuj dalej do mnie zarywać, a obiecuję ci, że skończysz w najlepszym przypadku w szpitalu - Powiedziała tak, by tylko on był w stanie usłyszeć groźbę.
         Odsunęła się, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Zaś mimika bruneta wskazywała na to, że jest przerażony. Cas ostatecznie się roześmiała, po czym zeszła z krzesła i ruszyła w głąb imprezy. Rozglądała się w poszukiwaniu Louisa, który był tak samo niezadowolony z przyjścia w dane miejsce, jak i ona. Większość gangu tańczyła już z dopiero co wyrwanymi dziewczynami, Stan udał się piętro wyżej do kolejnej części z barami, tylko Louis siedział przy stoliku sam popijając piwo. Blondynka usiadła naprzeciwko Tomlinsona nadal roześmiana, jednakże ten nie reagował nawet na to.
          - Tak żadnej nie wyrwiesz - rzuciła bezmyślnie. - Myślisz, że przysiądzie się tu jakaś lasia i powie "Hej przystojniaku! Idziemy na zaplecze, żebyś mnie przeleciał"?
           - Ty się przysiadłaś - Spostrzegł szatyn.
           - Owszem. Ale nie zostanę twoją kochanką, Tommo - Oznajmiła. Chłopak przyznał jej rację skinięciem głowy. Ta wstała z miejsca, po czym złapała szatyna za ramie i zaczęła prowadzić go do wyjścia. - To nie jest impreza dla nas.

          Trzy przecznice dalej również był dość rozchwytywany klub. Oczywiście, że Cassie w tym drugim się bardziej podobało. Zaczynając od wystroju, poprzez muzykę, która nie byłą tylko tą z top dziesięciu piosenek, a raczej leciały całe sety mniej rozchwytywanych, chociaż nadal dobrych DJ'ów, a kończąc na braku irytującego Evans barmana.
           Bez żadnego zapytania, Cassie zaciągnęła Tommo na parkiet. Na początku dla pozoru zaczęli tańczyć razem, lecz już po chwili każdy z nich miał innych towarzyszy. Ku zdziwieniu Louisa zaczęło go otaczać coraz więcej dziewczyn. Wszystkie były pijane i napalone, co zdecydowanie było korzystne dla chłopaka.
           Cassie również miała w czym wybierać, jednakże jej uwagę przykuł jeden chłopak. Brunet tańczył dobry metr dalej i również miał niezłe towarzystwo. Dziewiętnastolatka musiała przyznać, że ruszał się o wiele lepiej niż przypuszczała. Każdy jego ruch był tak idealny, że nastolatka bez żadnych namysłów instynktownie przybliżała się do chłopaka. Przebiła się przez tłum napalonych szesnastek, które marzyły tylko i wyłącznie o stosunku z Zaynem, by móc potem opowiadać koleżanką jaką to super noc przeżyły na imprezie.
          Blondynka kręciła zwinnie biodrami w rytm muzyki, czym osiągnęła cel - uwagę Malika. Gdy chłopak zauważył Cassie, od razu skupił się głównie na niej. Ostatecznie dzieliły ich zaledwie milimetry, a mimo to, dla żadnego z nich nie było to niezręczne.
          - Nie wiedziałem, że potrafisz też tańczyć - skwitował. - Raczej uważałem cię za sztywną - Krzyczał, chociaż Cas i tak ledwo go słyszała.
          - Potrafię też inne rzeczy, o których nie masz bladego pojęcia - Uniosła znacząco brew, na co Zayn się tylko roześmiał.
          Wili się w tańcu przez dobrą godzinę. Cassie powoli zaczęła odczuwać pragnienie, jednakże nie poddawała się i podrygiwała w rytm dalej.
          - Chodź, pójdziemy się przejść - Zaproponował, a raczej zarządził brunet łapiąc Cas za nadgarstek i ciągnąć ku wyjściu.
          - Oh, dopiero co tu przyszłam i to nie sama - Powiadomiła już przy wyjściu.
          - Nie sama? - Skrzywił się.
         Evans zaczęła się rozglądać za Tomlinsonem. Po kilku sekundach zauważyła go idącego w kierunku drugiego wyjścia w towarzystwie dwóch dziewczyn odzianych w bluzki, które zakrywały ledwie ich biust oraz przykrótkie spódniczki.
         - Mój towarzysz właśnie opuścił imprezę w towarzystwie - Westchnęła. - To gdzie idziemy?
         - Możemy powoli iść w kierunku mojego domu - Zaproponował, na co Cas odpowiedziała skinięciem głowy.
         Dość długą chwile szli w ciszy, która nie była ani trochę niezręczna. Zayn starał się iść tylko i wyłącznie po krawężniku, co wymagało od niego równowagi, więc miał rozłożone poziomo ręce. Cassie pamiętała tą zabawę z dzieciństwa, kiedy to matka zabierała ją na długie spacery. Georgia szła zawsze obok trzymając małą Cas za rękę, by ta się nie przewróciła. Wszystkie krawężniki należały do małej Evans.
           - Chodź, spróbuj - Powiedział Zayn, wyciągając rękę do blondynki. Niepewnie stanęła na krawędzi.
          Za chwile ruszyli dalej. Cassie podążała za Zaynem. W pewnym momencie pchnęła go przez co ten upadł na ulicę. Na szczęście żaden samochód akurat nie jechał. Mało kto jeździ w nocy między uliczkami o tej godzinie. Cas roześmiała się w głos. Malik natychmiast się podniósł, spoglądając na Evans morderczym wzrokiem. Dziewczyna zrozumiała co się kroi, więc zaczęła uciekać przed siebie nadal się śmiejąc.
           - I tak cię dorwę ty nicponiu - krzyczał chłopak goniąc za dziewczyną.
           Musieli przebiec kilka ulic, żeby Zayn w końcu dorwał Cas. Rzucił się na nią, tym samym powalając ją na trawnik. Siedział na niej okrakiem i gilgotał ją po całym tułowiu, co sprawiło, że dziewczyna instynktownie zaczęła się rzucać i wierzgać, by zrzucić. Malik zaczął się śmiać niczym zła postać z bajki na znak swojego zwycięstwa.
            - Nie jesteś wcale taka groźna - powiedział z pełną powagą.
            - Może dla ciebie nie chcę być groźna? - Szybko odpowiedziała pytaniem.
            Zayn uśmiechnął się do siebie pod nosem, po czym nachylił się nad dziewczyną, by ją pocałować. Cassie postanowiła oddać się pocałunkowi, jednakże coś nagle im przerwało. Nie czuła już Malika na sobie, a słyszała jak pojękiwał leżąc obok. Zanim zorientowała się o co chodzi, poczuła tylko jak jej świat zaczyna wirować. Odpłynęła.

***

             Dziewiętnastolatek ocknął się. Nadal leżał w tym samym miejscu, ciągle było ciemno. Najprawdopodobniej wciąż była to ta sama noc. Ale Cassie... Gdzie jest Cassie?!
             Spróbował wstać. Czuł jak ból przeszywa jego plecy. Musiał mocno oberwać. Czemu nie słyszał zamachowca? Kto ją zabrał? Co jak ona już nie żyje?
             Tak naprawdę nie znał Evans, nie wiedział jakie miała wtyki, co jej zagrażało. Byli pijani,  a ich pierwszy niewinny pocałunek miał się właśnie odbyć.
             Zayn nie wiedział co robić. Biec nie miał za czym. Nie wiedział, w którym kierunku ją zabrano. Pójdzie do jej znajomych? Przecież oni go zabiją! Ale przecież musieli się dowiedzieć, tak?
              Malik przypomniał sobie, że nadal w telefonie ma numer Nialla. W końcu Cassie dzwoniła z jego telefonu. To sprawiało, że mógł zyskać na czasie. Nie musiał się fatygować do klubu, w którym nie wiadomo czy nadal jest Louis, by potem szukać Horana. To przecież on powinien się pierwszy dowiedzieć.
               Zadzwonił.
               Pierwszy sygnał, drugi sygnał - nic. Trzeci sygnał, czwarty sygnał - wciąż to samo.
               - Kurwa mać! - Krzyknął zdenerwowany brunet.
               Włączyła się w końcu  poczta głosowa. Zayn był bliski rzuceniem telefonu o ziemię, ale wiedział, że to nic nie pomoże, więc zdecydował się zadzwonić ponownie.
                Z każdym sygnałem Malik gotował się od środka.
                Stał się cud, Niall Horan odebrał.
                - Czego?! - Wydarł się do telefonu. W tle było słychać głośną klubową muzykę.
                - Porwali Cassie - Brunet nie wiedział co powiedzieć na początek, więc rzucił prosto z mostu to, co było najważniejsze.
                - Poczekaj - Nialler zrozumiał, że to nie byle jaki telefon. Wyszedł z imprezy. - Czy ja się, kurwa, przesłyszałem?! Jak to porwali?! W ogóle z kim ja rozmawiam, do kurwy nędzy?!
                - Zayn. Zayn Malik. - Jego głos zaczął się trząść. Powoli zaczął rozumieć, że wpakował się w głębokie gówno. - Byliśmy na spacerze, ktoś nas zaatakował i ją zabrał.
                - Przecież ona była z Louisem - przypomniał blondyn.
                - Tak, ale Louis miał... Miał swoje sprawy.
                - Ja pierdole! Co za debil! - Horan się zdenerwował. Tomlinson przecież dobrze wiedział w jakiej sytuacji jest Evans, a mimo to zajął się sobą. - Gdzie jesteś? Zaraz tam będę i pomyślimy co dalej.

______________________________

Echo(Fraillou): Tym razem to ja cały rozdział pisałam sama. Przepraszam, że tak długo nie było. Na początku nie mogłam w ogóle pisać, potem był wyjazd do Londynu, a po powrocie byłam tak rozkochana, że kompletnie zapomniałam o Bad Blood. 

Przepraszam Przepraszam Przepraszam
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i skomentujecie. Co sądzicie o rozdziale? Zayn dobrze postąpił dzwoniąc do Nialla? Znajdą ją? Piszcie wszystkie swoje przemyślenia! xx